Sprawozdanie z Obozu dziewcząt
Nasza sportowa przygoda zaczęła się słonecznego poranka 27 czerwca o godzinie 10.00, gdy cała żeńska drużyna LKS-u wraz z trenerem Karolem Kuczerą i panią Anią Krzechką zapakowała się do busa i wyruszyła w drogę do Węgierskiej Górki.
Po dotarciu na miejsce szybko się zaaklimatyzowaliśmy i już drugiego dnia czuliśmy się jak u siebie w domu. Oczywiście po przyjeździe nie marnowaliśmy naszego cennego czasu. Już pierwszego dnia po obiedzie poszliśmy się na pierwszy trening. Spędziliśmy go na orliku. Niestety w trakcie ćwiczeń miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. Jedna z naszych zawodniczek Sonia Wrotniak, skręciła sobie kostkę. Jednak to nie zniechęciło naszych dziewczyn do treningów, wręcz przeciwnie, podchodziły do nich z jeszcze większym zapałem i zaangażowaniem.
Natomiast trzeciego dnia odbył się świetnie poprowadzony trening strzelecki. Strzały oddawałyśmy już na dużą bramkę, przygotowując się do ligi kobiet. Ponadto było to znakomite sprawdzenie i szansa na udoskonalenie umiejętności naszej bramkarki, Tosia naprawdę dobrze się spisała.
Oczywiście treningi nie były naszą jedyną aktywnością. Ulubionym zajęciem wszystkich było poranne bieganie, przecież nie ma to jak zacząć dzień od porządnego wysiłku. Człowiek od razu czuje się rozbudzony i pełny sił.
Dodatkowo wzięliśmy udział w trzech wycieczkach. Na pierwszą z nich udaliśmy się pieszo drugiego dnia obozu. Nasza przewodniczka oprowadzała nas po okolicznych fortach wojennych. Oprócz tego mieliśmy okazję również przejść się fragmentem najdłuższego szlaku górskiego w Polsce, który liczy sobie niemalże 500 km. W trakcie tej wędrówki poznaliśmy legendę powstania Węgierskiej Górki.
Czwartego dnia wyjechaliśmy wreszcie w upragnioną podróż do Koniakowa. Mieliśmy udać się na nią dzień wcześniej, niestety z przyczyn technicznych nie mogła się wtedy odbyć. Największe zainteresowanie w trakcie tej wycieczki, wzbudziła wśród nas wizyta u miejscowego gawędziarza. Góral opowiadał nam liczne, okraszone zabawną formułą historyjki. Wbrew naszym przypuszczeniom słuchaliśmy go z uwagą cały czas, a gdy już skończył czuliśmy wręcz pewnego rodzaju niedosyt.
Piątego dnia obozu nasza drużyna postanowiła stawić czoło wyzwaniu i zdobyć okoliczną Górę Żar. Podczas wchodzenia na szczyt zrozumieliśmy, skąd wziął się drugi człon jej nazwy, ponieważ ‘żar’ lał się z nieba, co bardzo utrudniało wędrówkę. Jednak wysiłek się opłacił. Na górze czekała na nas świetna atrakcja – tor saneczkowy. Początkowo trochę bałyśmy się szybkiej jazdy, ale już przy drugim zjeździe nie dałoby się znaleźć nikogo, kto używał hamulców. Po drobnym odpoczynku musiałyśmy zejść z górki.
Szóstego dnia w drodze do domu nasza drużyna udała się do parku linowego. Z czekającymi w nim wyzwaniami poradziłyśmy sobie bez większych trudności, bo po tak wyczerpującym obozie było to dla nas proste jak bułka z masłem.
Z obozu wszyscy wrócili zmęczeni, ale szczęśliwi i bogaci w nowe umiejętności oraz doświadczenia. Z pewnością dzięki tym przeżyciom bardziej się ze sobą zżyłyśmy. Nabrałyśmy pewności, że na nikim nie możemy tak polegać jak na sobie nawzajem. Zrozumiałyśmy, co tak naprawdę znaczy słowo „drużyna”.
Nadesłała : Pani Anna Krzechka za pośrednictwem Soni Wrotniak
Komentarze